Zadziwiające, jak wielu z nas utożsamia życie osobiste przede wszystkim z relacjami z innymi ludźmi. Widać to chociażby w popularnej formule życzeń składanych przy różnych okazjach. „Udanego życia osobistego” – tak mówimy, kiedy chcemy wyrazić pragnienie zachowania jak najlepszych relacji, najczęściej tych bliskich. W życzeniach „szczęścia w życiu osobistym” przekazujący je zdaje się posuwać nawet o krok dalej, sugerując, że jakość relacji zewnętrznych ma tak duże znaczenie, że warto dbać o nie z największą troską. Zważywszy, jak wielką wagę zwykło się przypisywać tej sferze życia, tego typu życzenia są przyjmowane nie tylko ze zrozumieniem, lecz także z wdzięcznością i zadowoleniem. Niestety nie zauważa się przy tym, że pierwszą osobą, z którą człowiek pozostaje w relacji, jest on sam i że relacja ta stanowi podstawowy wymiar jego egzystencji. Tym bardziej zaskakujące wydaje się więc tak bardzo powszechne pominięcie w tym kontekście siebie. Być może wynika to z nieustannej obecności własnego „ja”, przez co doświadczenie kontaktu z nim przebiega niezauważalnie. Oczywistość jednak w żaden sposób nie czyni rzeczy i zdarzeń nieważnymi. Przeciwnie – oczywistość winna wiązać się z zasadniczością. Powszechność, nieustanność i naturalność procesu oddychania wskazuje, jak jest on ważny, choć przy zjawiskach oczywistych dopiero ich utrata najczęściej umożliwia dostrzeżenie ich znaczenia. Pozostając przy tej konstatacji, nieco ryzykowne może być stawianie hipotezy „Co musiałoby się stać z naszym »ja«, aby relacja z nim zaczęła być doceniana”.
Życzenia „udanych i szczęściorodnych relacji z samym sobą” byłyby zatem jak najbardziej uzasadnione. Dziwne więc, że sformułowane w taki sposób, nie występują powszechnie i nie są traktowane jako uniwersalne. Ja w każdym razie takich życzeń nie otrzymuję. A pewnie by się przydały. Być może zyskałoby na tym moje życie osobiste.